Od czasu do czasu odwiedzam sobie grupki, w ramach których kobiety ostrzegają się przed toksycznymi facetami. (Myślę, że prędzej czy później trafi tam mój ex… gdyby w czasach randek .o2 były takie grupki, to już wisiałby tam jako foto w tle XD) Ale!
Ostatnio na grupę wjechał post dziewczyny, która na dzień dobry dostała od typa wiadomość o tym, że chętnie by ją wy****ał w usta. Nie, że “Cześć, jestem Marek czy tam Darek, poznajmy się” ewentualnie “Czy Twoje zdjęcie wskazuje, że masz ochotę na segz?” tylko od rau ru***nie w usta. Abstrachując od faktu, czy taki podryw faktycznie działa (protip: Nie działa.) lasce mocno się oberwało, bo wrzuciła na swój profil dość sugestywne foto z lizakiem. Oberwało jej się od kobiet. I zdębiałam.
Zdębiałam bo zobaczyłam jak mocno normalizujemy fakt, że koleś wyjeżdża do dziewczyny z typowo przemocowym tekstem tylko dlatego, że ośmieliła się wrzucić do sieci zdjęcie ukazujace ją jako istotę seksualną. Czy fakt, że może lubić seks powinien ją narażać na teksty o ru**niu w usta? Czy wciąż musimy kontrolować nasze treści, komunikaty, zachowania żeby nie prowokować smalców?
Odwracając sytuację: czy jak koleś wrzuca na Tindera foto bez koszulki albo z lizakiem (tak, widziałam takie) to to usprawiedliwia wiadomości o tym, że jego twarz nadaje się do ujeżdżania? No właśnie…
Ilość komentarzy w stylu “A czego innego się spodziewałaś?” albo “Wrzucasz takie fotki, a potem się skarżysz=głupota” jest przerażająca. Wszystkie te panie najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z faktu iż właśnie demonstrują głęboko zinternalizowaną mizoginię. Że zamiast po swojemu, patrzą oczami mężczyzn i mówią ich słowami. W końcu, że przerzucają odpowiedzialność za przemocowe zachowanie (tekst o ru***niu w usta, tak, będę to powtarzać, póki nie dotrze i nie wsiąknie dobrze) na dziewczynę zamiast na typa, który ewidentnie ma problemy z przestrzeganiem norm społecznych. A wszystko po to żeby ustawić się po stronie “tych, które się szanują”, których to nie spotka bo “nie prowokowały”. (Możecie sobie wyobrazić ich zdziwienie, gdy mimo samoograniczeń spotyka je przemoc.)
Już pominę jak toksyczne i wyczerpujące jest ciągłe stąpanie po skorupkach jaj i samokontrola żeby tylko nie prowokować (wszystkie wiemy ile planowania wymaga zwykły powrót z wieczornego wyjścia i inne takie sytuacje).
Co ciekawe argumenty strażniczek patriarchatu były następujące:
- mężczyźni myślą benizami (czytaj: “nie mogą brać za siebie odpowiedzialności”),
- sama tego chciała/prowokowała (“to nie wina faceta”),
- kobiecie nie wypada,
- kobieta powinna się szanować (cokolwiek to znaczy…),
- “zapytaj jakiegokolwiek faceta co o tym myśli”
To ostatnie wyjątkowo mnie ubawiło, bo nie do końca rozumiem czemu jakikolwiek facet, wychowywany w systemie, w którym nawet nie będąc aktywnym przemocowcem i tak czerpie korzyści z patriarchatu, miałby być dla mnie wyznacznikiem prawdy o świecie. Ale to też pięknie obnaża czyimi głosami mówimy, gdy wygłaszamy takie brednie. To są te same osoby, które obwiniają ofiary przemocy. Serio, droga od “ubrała się jak ladacznica, więc niech się nie dziwi, że tak do niej piszą” do “zgwa*cił bo go sprowokwała/była pijana/nie szanowała się” nie jest długa. To jest dokładnie ta sama piwnica, z tymi samymi wyświechtanymi hasłami o szacunku do siebie i tym, co kobiecie wypada, a co nie. To jest to miejsce, w którym część ludzi uważa, że ma prawo kontrolować ciała i zachowania innych osób, bo nad swoimi zapanować nie może. Tylko dlatego, że ta druga część jest określonej płci.
Mogłabym długo rozwodzić się nad tym, co tam się do tej pory dzieje w komentarzach i dlaczego tak wiele kobiet i mężczyzn wychodzi z tych apkowych sytuacji głęboko poszkodowana, ale napiszę krótko:
Nawet jeśli czyimś wypaczonym zdaniem ona “prowokowała”, to on mógł nie dać się sprowokować. Bo jest człowiekiem, a nie zwierzęciem. I powinien myśleć mózgiem, a nie móżdżkiem.
PS. Na temat odpowiedzialności pisałam tutaj. Zachęcam do przeczytania i zadumania.