Banał, nie? Tyle razy to już słyszałyśmy, że straciło wartość i sens. Tyle, że jak się nad tym zastanowić, to żaden banał tylko potężna narzędzie.
Jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego!
Kto dorastał w latach 80/90 doskonale zna ten tekst wypowiadany przez Bożenę Dykiel w reklamie proszku do prania. Minęło prawie 30 lat a tekst wżarł się w głowy całego pokolenia i bywa używany jako argument w dyskusjach, które wykraczają daleko poza rozkminy o odplamianiu. A to po prostu sprytny slogan.
Dawno dawno temu byli sobie Edward Sapir i Benjamin Lee Whorf…
No dobra, nie jakoś super dawno, tak gdzieś na przełomie XIX i XX wieku. Żadni tam wielcy celebryci tylko językoznawcy, którzy stworzyli hipotezę znaną dziś jako Hipoteza Sapira-Whorfa. Hipoteza ta mówi m.in. o tym, że język kształtuje ramy naszej rzeczywistości. Czyli że co? Ano to, że jeśli coś nie mieści się w ramach języka to trudno nam sobie z tym czymś poradzić, bo nie umiemy tego nazwać i określić. I odwrotnie – jeśli załadujemy coś w ramy słów np. uważanych powszechnie za pogardliwe to tak dana rzecz/osoba będzie odbierana. A zatem:
Dlaczego żarty z gwałtów są ch@$owe?
Bo poprzez narrację normalizują przemoc. Jeśli żarty z przemocy/rasizmu/cudzej krzywdy wciskamy w kategorię „śmieszki” to znaczy, że to jest ok. Jeśli odpowiednio długo będziemy powtarzać jakąś narrację (parafrazując Goebbelsa, który wiedział jak tego używać) to stanie się ona rzeczywistością dla wielu ludzi. Jeśli odpowiednio długo będziemy powtarzać, że “chłopaki nie płaczą”, a “dziewczynki są słabe z matmy” to będzie miało to przełożenie na rzeczywistość.
Na szczęście działa to też w drugą stronę.
Pamiętacie jeszcze #meetoo?
Im więcej mówimy o tym, co nas spotyka, tym mniejsze zdziwienie i reakcję obronną budzi. Może pamiętacie jak Internet dojechał Natalię Przybysz za to, że podała prawdziwe przyczyny dokonania aborcji? Rozwaliła tym system. Nie było nic o „najtrudniejszej decyzji w życiu”, „traumie do końca życia” i równie granicznych kategoriach. Była za to ulga i pragmatyzm. Okropnie jej się za to oberwało, ale przetarła narracyjne szlaki dla innych kobiet, które zaczęły zrazu nieśmiało mówić o „uldze”, „dokonaniu dobrej decyzji” i „braku daleko idących konsekwencji psychicznych”. Doświadczenie do tej pory sprowadzane do jedynie słusznych ram traumy i dramatu okazało się mieć wiele wymiarów.
Tak samo rzecz się ma z większością spraw do tej pory tabuizowanych. Byłaś molestowana? Powinnaś się wstydzić i chować swój wstyd głęboko. Nie chcesz mieć dzieci? Nie mów o tym, bo wyjdziesz na złą kobietę, albo „jeszcze Ci się odmieni, jak zegar biologiczny da znać o sobie”. Wiele z nas tak głęboko tym przesiąkło, że nieraz zbyt późno zdają sobie sprawę, że macierzyństwo nie jest ich powołaniem.
Kolejny przykład to mówienie o ślubie jako “najpiękniejszym dniu w życiu”. To dopiero banał. Dla wielu kobiet ten dzień to seria działań mających na celu zaspokojenie potrzeb wszystkich ludzi dookoła ze sobą na szaaaaaaaaarym końcu kolejki. Coraz częściej słyszy się głosy o ogromnym stresie i zmęczeniu związanym z przygotowaniami. To jest ta prawda, która przebija się spod skorupki dotychczasowej narracji.
Nie zrozum mnie źle – są kobiety, które naprawdę przeżywają w dniu ślubu hype, albo są do końca życia straumatyzowane przez aborcję.
Nie chodzi o umniejszanie ich doświadczeń. Chodzi o to, żeby w tym narracyjnym bagienku zrobić miejsce dla wszystkich. Jasne, możemy opowiadać jak to będąc matkami sramy tęczą. Czy to pomoże nam albo innym matkom? Nie jestem przekonana. Myślę, że bardziej pomaga wspólnota i wsparcie. Powiedzenie: Wiem kochana, że czasem nie jest lekko. Nie jesteś sama.
My kobiety syzyfowym wysiłkiem popychamy ramy naszego życia wyznaczane przez narrację. Szczególnie, że ta narracja często płynie z ust przekonanych, że “cnoty niewieście” are the THING. I idzie nam coraz lepiej. Nasz świat staje się coraz większy. I o to warto walczyć, dla siebie, dla naszych córek.