Pewnie znacie tę historię z przypalikowanym słoniem, ale przypomnę: mały słoń zostaje przykuty do palika łańcuchem. Szarpie, ale nie może się uwolnić. Sytuacja się powtarza, w koncu słoń akceptuje stan rzeczy i gdy dorasta, mimo, że z łatwością mógłby ów palik wyrwać, trwa w miejscu przekonany o swojej niemocy.

A piszę o tym bo idą święta. Zapytacie co mają święta do słonia? Ano właśnie sporo. Otóż wczoraj siedzę sobie i czekam aż moje dziecię wyjdzie z zajęć dodatkowych, uczę się do prawka, bo kiedyś weszcie wypadałoby je zrobić, choć w sumie nie wiem po co, bo na samochód mnie nie stać (ani na zakup, ani na utrzymanie), a w dodatku nie czuję, żeby był mi jakoś specjalnie potrzebny. No ale się uczę, ale też docierają do mnie bodźce z otoczenia. A w otoczeniu siedzą dwie mamo-znajome, również czekające na swoje pociechy i rozmawiają. A brzmi to mniej więcej tak:

– Ugh! Święta. Nie mam siły.

– Jak tam przygotowania?

– No jakoś, ale jeszcze tyle pracy, a ja nie mam czasu. Dlaczego w ogóle odpowiedzialnosć za to spada na kobiety??

Rozmowa toczy się dalej w tym tonie. Padają tam tak ciekawe spostrzeżenia jak:

  • Mężczyźni są jak dzieci, trzeba wokół nich robić.
  • Oni nie wiedzą co jest do zrobienia, trzeba nimi zarządzać, pokazywać.
  • Mój nic nie robi w domu, ale twierdzi, że chciałby mieć takie problemy jak ja.
  • Jak my ich (facetów) nie nauczymy, to nie będą wiedzieć.
  • Jak powiedziałam, że syn jest podobny do mnie to on powiedział, że jest raczej podobny do taty, bo jest leniwy.

I tak dalej. Emocje rosły, pojawiały sie sformułowania typu “cholerny król pilota od TV” i o wysiedzianych dziurach w kanapie, a ja toczyłam wewnętrzną walkę żeby się nie odezwać, bo raz, że nie byłam do rozmowy zaproszona, a dwa że i tak patrzą już na mnie jak na lekką dziwaczkę, od kiedy się przyznałam, że jestem w spektrum XD Tyle, że dysponowałam wszystkimi odpowiedziami na ich pytania i problemy. 

Tym razem dobre wychowanie wgrało i nie wbiłam się w dyskusję z rantem na system patriarchalny, w którym żyjemy i który pozwala utrzymywać kobiety w przekonaniu, że ich rolą jest wychowywać dorosłych facetów, a ewentualne porażki w ulepieniu samodzielnej, empatycznej i proaktywnej jednostki i tak spadną na nie (bo przecież nie na tychże dorosłych facetów). Ale zrobiło mi się smutno jakoś (to typowe jak się wychyli koniec nosa z własnej banieczki poznawczej), bo zdałam sobie sprawę, że po tym świecie chodzą rzesze kobiet, którym edukacja feministyczna oszczędziłaby dużo stresów i zmartwień. Tyle, że propaganda zrobiła swoje i jak słyszą słowo “feminizm” to spuszczają niewinnie oczy, bo to przecież nie wypada, a w ogóle to one przecież mają mężów i ich problem nie dotyczy. 

Bo to właśnie jest jak z tym słoniem, który nie wie, że mógłby się z palika zerwać i hasać radośnie po łące, więc trwa w miejscu. I broń borze lesisty nie namawiam do rozwodów. Wskazuję jedynie, że może warto by było pociągnąć typów z którymi sie żyje do odpowiedzialności za wspólne życie. Ja wiem, łatwo nie będzie, bo system, którego są beneficjentami przyzwyczaił ich do przywileju niezajmowania się tak zwaną bieżączką, no ale come on! Mamy tłumy sfrustrowanych, przemęczonych kobiet, które usiłują łączyć pracę zawodową (bo kto dziś wyżyje z jednej pensji??), zajmowanie się domem, opiekę nad dziećmi i jakiekolwiek resztki własnego życia, które w tajemniczy sposób tracą pociąg seksualny do swoich partnerów ¯\_(ツ)_/¯ (Chyba to normalne, mało kogo pociągają podopieczni, którymi się trzeba zajmować jak dziećmi, ale nwm…)

Mamy też stosy facetów, którzy nie rozumieją “o co te baby się czepiajo”, przecież oni nie widzą bałaganu, a w ogóle to swoje obowiązki względem ogniska domowego wypełniają jak dwa razy do roku odwożą auto do warsztatu żeby wymienić opony, albo dyrygują ekipą, która wnosi im zakupioną właśnie lodówkę na 4te piętro. To nierównomierne obciążenie niepłatną pracą ujawnia się szczególnie w okolicach świąt, gdy kobiety biegają jak przysłowiowe koty z pęcherzami żeby stworzyć dla wszystkich “magię świąt” i tę “wyjątkową atmosferę”, same nie wiedząc jak się nazywają i tej magii zdecydowanie nie czując. I jeśli nie dzwoni Wam, że ta sytuacja nie jest OK, to albo jesteście beneficjentami systemu i utratę przywileju (tak, to przywilej – coś nadprogramowego) tratujecie jako zamach na własną wolność i szczęście, albo tak głęboko zinternalizowaliście ten absurd, że jesteście jak wspomniany słoń. 

Nie bądźcie jak słoń. Hasajcie. Cieszcie się życiem, bo macie jedno. Nie macie za to obowiązku wychowywać dorosłego człowieka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *