Dziś parę słów o obciążeniu mentalnym. Co to takiego? To jest sytuacja, w której ktoś dźwiga na sobie nie tylko ciężar fizycznie wykonywanych obowiązków, ale również wszystko co temu towarzyszy: zarządzanie zadaniami, planowanie ich, przewidywanie konsekwencji i delegowanie. I o ile jesteś menagerką w jakiejś firmie i dostajesz za to słuszne pieniadze to wszystko jest ok. Problem zaczyna się, gdy żyjesz z dorosłym dzieckiem, które bez pokazania palcem nie wpadnie na to, że pranie trzeba zrobić, złożyć, wysuszyć, poskładać i schować do szaf, więc musisz o tym wszystkim pamiętać, tłumaczyć, przypominać lub robić sama i to w dodatku za darmo. Bo choć obciążenie mentalne jest niewidoczne, to stanowi nielada problem i źródło frustracji.

Brak świadomosci i widoczności problemu prowadzi do konfliktów. Bo te baby w związkach nagle takie wypalone i zrzędliwe, i tylko niewielu panów zadaje sobie pytanie o przyczyny. Jeszcze mniej dostrzega, że mogli się do tego przyłożyć. Są za to zaniepokojeni, gdy czyste skarpetki nie znajdują się tam, gdzie się ich spodziewali. Piszę o panach, bo jak wskazują badania (np to z Uniwersytetu w Bath):
- Matki wykonują 71% prac domowych wymagających wysiłku umysłowego — o 60% więcej niż ojcowie, którym przypada zaledwie 45%.
- Mamy wykonują 79% codziennych obowiązków, takich jak sprzątanie i opieka nad dziećmi — ponad dwa razy więcej niż ojcowie (37%). Tymczasem ojcowie skupiają się na doraźnych zadaniach, takich jak finanse i naprawy domowe (65%), chociaż mamy nadal wykonują znaczną ich część (53%), co prowadzi do powielania wysiłków.
- Rodzice często przeceniają swój wkład, ale ojcowie robią to częściej niż mamy. Ojcowie częściej postrzegają również pracę umysłową w domu jako równo dzieloną, podczas gdy matki się z tym nie zgadzają.
- Samotne mamy i ojcowie biorą na siebie cały ciężar psychiczny. W szczególności samotni ojcowie wykonują znacznie więcej w porównaniu z ojcami w związkach partnerskich.*
Nie bedę się rozpisywać na temat nierówności w mental load w związkach, bo o tym napisano już wiele i dużo dokładniej. Dziś skupię się na kwestiach pozazwiązkowych. Bo oto mamy do czynienia z ciekawym i złożonym zjawiskiem: wielu mężczyzn oczekuje, że kobiety z nimi niezwiązane również będą taką pracę za nich wykonywać.
Przykłady?
Ano na przykład oczekiwanie, że kobieta będzie miła, uprzejma i spokojna wobec obcego mężczyzny, który ewidentnie nie radzi sobie z emocjami. Że się uśmiechnie, że będzie “ładnie” wyglądać, że ustąpi w dyskusji (bo inaczej zostanie uznana za histeryczną/sukowatą). Albo, że poda na tacy rozwiązanie.

To ostatnie spotyka mnie bardzo często, szczególnie w trakcie sesji, gdy nagle mam wysyp osobników płci meskiej (na 3 lata pracy trafiła mi się jedna taka kobieta, która po odmowie nawet nie wdawała się ze mną w dalszą dyskusję), którzy nie umieją się pogodzić z konsekwencjami własnych czynów. Przez cały semestr nie pokazują się na zajęciach, nie współpracują, nie odpowiadają na pytania, a na ostatnich zajęciach są oburzeni brakiem zaliczenia. Oburzeni. Zszokowani. Wyprowadzeni z równowagi.
I tu pojawiają się oczekiwania: że poświęcę prywatny czas na danie im 2,3,5,10 szansy na zaliczenie. Że rozpiszę im dodatkowe zadania, a potem będę je w czasie wolnym sprawdzać, podczas gdy wystarczyłoby po prostu zrobić zadania z zajęć w trakcie zajęć. Albo, że potraktuję ich jak “upośledzonych” (to cytat ze studenta) i zrobię im indywidualne rozpiski ze wszystkimi zadaniami do zrobienia (i opisem jak je zrobić, bo jak nie to będzie moja wina że nie zdali). To wszystko jest zwykle podlane sosikiem z pasywnej agresji, DARVO i innych interesujących technik manipulacyjnych zmieszanych z wymówkami, których nie powstydził się mój były. A musisz wiedzieć, że ilość katastrof kolejowych i napadów rabunkowych, w których centrum znalazł się w życiu mój ex partner wywala statystyki nawet jak na standardy Luizjany i Nowego Meksyku razem wziętych XD (oczywiście gdyby choć połowa była prawdą).

Wspomniany “upośledzony” w ogóle był pięknym przykładem, bo od DARVO zaczął, potem stwierdził, że został oszukany na 40 tys i żona mu kazała mi powiedzieć bo się dziwnie przez to zachowuje (nie, po drodzenie nie pada ani razu słowo “przepraszam”), potem oczekiwał, że mu wszystko rozpiszę bo on nie wie co ma robić (czytaj – nie chce mu się szukać wśród dostępnych materiałów), a w ogóle to mam mu pomóc. Gdy zadałam mu proste pytanie:
Jaka jest moja motywacja po tym jak olewał mnie pan przez cały semestr, a potem zamiast wziąć się do pracy zaczął podważać zalożenia przedmiotu i moje kompetencje?
dostałam wiele odpowiedzi, ale żadnej na moje pytanie. Usłyszałam, że on ma duży staż pracy (w innym zawodzie, ale kij z tym ;D), że jemu to niepotrzebne, że ja nie rozpisałam dokładnie (rozpisałam) i że jest mu przykro, bo ja się nie chcę z nim porozumieć. Pytanie powtórzyłam chyba ze 3 razy zanim się poddałam, wiedząc, że odpowiedzi nie dostanę.

Ale do brzegu: zmierzam do tego, że wielu mężczyzn żyje w przekonaniu, że istniejemy po to, by ich odciążać. Przekonanie to jest tak głęboko zakorzenione, że gdy je kwestionujemy nawet nie rozumieją o co chodzi. Patrzą jakby nam wyrosła nagle druga głowa. Co gorsza, socjalizowane w taki, a nie inny sposób często się temu poddajemy, bo to niemalże odruch. Nie powinno tak być. W dodatku robimy to z poczucia winy, bo wielu facetów używa DARVO jak telefonu – automatycznie i z dużą wprawą. I na to wszystko jedyną odpowiedzią jest edukacja.
Cztery lata temu sapnęłabym, wessała wkurw do wewnątrz i rozpisała mu te zadania. Dziś odhaczam tylko kolejne okienka z checklisty o komunikacji z typem zaburzonym i klepię się po pleckach, że już z takim nie jestem, a na pozostałych zyskałam odporność.
https://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/jomf.13057