Ten o tym jak to się k… zmienia

Jakiś czas temu pisałam o tym jak źle starzeją się niektóre książki i filmy (tu można poczytać).

Trafiłam dziś na tego posta:

Mogłabym się podpisać pod każdym słowem, co przyznaję nie bez wstydu. Część z tych rzeczy przypadła na okres, gdy byłam jeszcze nastolatką i bezkrytycznie (ale serio bez żadnego filtra) kupowałam sprzedawaną mi narrację, nieświadomie ją internalizując. Monika Lewinski – „hehe no wiadomo, że jej wina, po co się pchała i jeszcze kłamie”. Britney – „głupia gwiazdka z problemami pierwszego świata, pewnie ćpie”. I tak dalej. Poraża mnie jak łatwo wtedy przychodziło nam wszystkim (no większości) zrzucanie winy na kobiety będące ofiarami systemu i usprawiedliwianie niedopuszczalnych zachowań facetów. Poraża.

Na tej samej zasadzie zresztą „wiedziałam”, że Cher w teledysku do If I could turn back time jest taaaaaka kontrowersyjna, bo nie ma majtek. Dlaczego? (dlaczego kontrowersyjna, bo brak majtek do tego stroju totalnie rozumiem) Bo tak mówiły o tym otaczające mnie dorosłe kobiety.

Świadomość przyszła z doświadczeniem i rozwojem płata czołowego. I teraz z perspektywy podziwiam te kobiety; za to że przetrwały, że trzymały się swojej prawdy, mimo, że pewnie te 20+ lat temu musiało im być dużo trudniej.

Ych… miało być w miarę lekko, a zaczęłam z wysokiego C. No ale co ja poradzę, że mój algorytm uwielbia mi podsuwać takie rzeczy, mimo, że ostatnio resetowałam ustawienia SM.

Oglądam właśnie Przyjaciół. Po raz trzeci. Raz jak byłam nastolatką („obosh romantyssssss”), raz jak byłam w toksycznym związku („hehe neurozy”) i teraz. I znów mnie poraża. Tym razem fakt, że Ross jest wielką czerwoną flagą, a spora część fabuły zbudowana jest wokół jego najważniejszej relacji romantycznej.

Zastanówmy się: mamy typa, który ma bardzo niesprzyjający zdrowemu związkowi styl przywiązania, gigantyczne problemy z samooceną, jest zanurzony w patriarchacie po uszy (wątki, gdy Ben bawi sie Barbie, albo gdy Ross bywa posądzany o bycie gejem), a mimo wszystko udaje mu się zdobyć Rachel. Rachel, która była jego świętym graalem (nie bez wad ofc), Tą Wielką Miłością. I co Ross robi? Sabotuje jej karierę, a przy pierszym mocniejszym podmuchu wpada między nogi jakiejś przypadkowej dziewczynie, obwnia Rachel, że „no przecież byli rozstani” (od całych kilku godzin i to z powodu jego toksycznych zachowań), więc o co ona się czepia. Potem nie może nawet poświęcić czasu na przeczytanie jej listu (tak, długiego, but still). Nie przeszkadza mu to uprawiać mopingu po kątach, bo „stracił miłośc życia”.

Czy cały serial jest do wywałki? (wsztrzymajcie konie fani z pochodniami) No nie, ale fakt, iż w latach ’90 było to sprzedawane jako romantyczna relacja pokazuje, że problem leżał głęęęęęęęęęęęboko. To, że kiedyś (’90s) przeleciała mi przez głowę myśl, że ta Rachel to okropna jest, bo taki długi list napisała to już tylko wisienka na torcie. Bo przecież jak można wymagać od biednego faceta żeby jeszcze chciał zrozumieć jej uczucia po tym co jej zrobił… OMG, to jest jeden z tych cringe’owych momentów, gdy nagle przypomina mi się jakaś popełniona głupość i robię durną minę, żeby to odpędzić.

Zresztą, podczas gdy percepcja (głównie kobiet) się zmieniła, wielu facetów tkwi w przywileju tak głeboko, że już im nawet uszy nie wystają. Tupet i przekonanie o tym, że coś im się od kobiet należy mają tak wklepane w system, że nawet im palec nad klawiaturą nie zadrży zanim wyślą coś takiego:

Dodam tylko, że to była chyba 5ta wiadomość od typa XD. Czy zapisałam się na darmowy staż?

Chociaż jak teraz o tym myślę, to trzeba było to zrobić, a potem kazać mu sprzedać własną nerkę i przekazać mi kasę. Dobre rozwiązania zawsze przychodzą za późno…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *